- Chyba jest padnięta po ciężkim dniu. – Uśmiechnął się łapiąc delikatnie kosmyk jej czarnych włosów. Poczułem dziwne, niewyjaśnione ukłucie w sercu po czym ze złością zamknąłem książkę, którą przeczytałem już kilka razy.
- Wyczerpujący dzień, przecież to codzienność. – Westchnąłem. Nie miałem ochoty patrzeć na uśmiechającego się do Eve Silvera więc mówiąc jakby do siebie ruszyłem w stronę półki z książkami.
- Jeśli ona chce się do nas przyłączyć to niech się dziesięć razy zastanowi. Nie będzie miała tyle czasu do spania. – Książki, jak zawsze posegregowane alfabetycznie. Jednak teraz jakoś nie chciało mi się bawić w „pana porządnego” i włożyłem ja byle gdzie, z przyzwyczajenia pewnie trafiłem w odpowiednie miejsce. Z dość obojętną miną podszedłem do Silvera i zrobiłem coś co mu się z pewnością nie spodobało. Bez słowa wziąłem Eve na ręce i zaniosłem do sypialni, musze powiedzieć że dziewczyna ma twardy sen. Gdy ją wniosłem do jedynego nie zniszczonego pomieszczenia i położyłem na miękkim łóżku poczułem dziwną ulgę. Może i byłem poważny i zarozumiały, jednak zależy mi na tym by wszyscy byli bezpieczni. Nie mogłem pomóc Shinowi, jednak myślę że los zesłał Eve po to bym mógł naprawić ten błąd. Dostałem kolejną szansę by kogoś chronić, nie mógłbym jej zmarnować. Delikatnie zacząłem jeździć po jej twarzy dłonią, czoło, policzki, usta. Wiedziałem że dziewczyna się nie podda i do nas dołączy, mimo iż nie wiedziałem czemu to jedno było pewne. Musiałem zaproponować szefostwu moją propozycje opieki nad nią. Gdy poczułem jak jej ciało zaczyna drżeć pod wpływem ruchu mojej dłoni szybko ją oddaliłem. Moje serce, które normalnie powinno nie wskazywać oznak życia, zaczęło bić szybciej. Nie rozumiałem tego, nie chciałem zrozumieć, tłumaczyłem sobie to plotkami na temat wampirzych chorób.
- Ooo.. siedzisz nad śpiącą dziewczyną i patrzysz na nią z dziwnym wyrazem twarzy, mam nadzieje że nic mi nie zrobiłeś przez sen. – Zachichotała Eve lekko ziewając. Moja nastawienie do niej natychmiast się zmieniło. Odwróciłem głowę patrząc na okno, zbliżała się noc.
- Nawet nie żartuj. Gdybym coś takiego zrobił to pewnie byś uciekła. A twoja moc jest mi.. znaczy NAM.. potrzebna. – Cholera. Spojrzałem na nią kątem oka, widocznie byłą zbyt śpiąca by zrozumieć o czym mówię, całe szczęście. Gdyby się dowiedziała o moich planach co do niej pewnie zostałbym zamknięty przez naukowców za próbę zniszczenia ich najlepszego i najsilniejszego dzieła. Które nawet sobie nie zdaje sprawy ze swojej siły.
- Hej, David. Opowiedz mi bajkę na dobranoc. – Uśmiechnęła się kiwając lekko na boki. Siedziała blisko mnie, za blisko. Postanowiłem się odsunąć do tyłu a ona za mną, doszło do tego że spadłem z łóżka na twardą podłogę. Spoglądała na mnie tymi swoimi, kolorowymi oczami z lekkim zaciekawieniem. Syknąłem z irytacji i wstałem rozmasowując sobie plecy. Wymieniliśmy się spojrzeniami, a w tym czasie dziwne uczucie w środku wróciło. Poczułem jak moja blada twarz robi się czerwona. Z całej tej, dziwnej sytuacji uratował mnie Mars. Ze swoim głupawym uśmieszkiem powiadomił mnie o tym że jeden z ogrów się obudził. Skinąłem głową i podszedłem do jednej z wielu w tym domu półek z książkami, lubiłem czytać. Złapałem pierwszą lepsza i rzuciłem Eve by sobie poczytała.
- Nie chce jej! Jest za gruba! Ktoś to w ogóle przeczytał?!
- Tak, wszystkie książki w tym domu zostały przeze mnie chociaż raz przeczytane. I muszę ci powiedzieć że Stephen King jest niesamowitym pisarzem. No ale jeśli nie to weź cokolwiek, ja idę do reszty. – Westchnąłem i po usłyszeniu jakim to ja jestem strasznym człowiekiem, wyszedłem z pokoju. Nikt nie musiał mi o tym mówić, dobrze to wiedziałem. Tak powinno być, nie mogę się zbyt przywiązywać do innych, ani oni do mnie. Jednak to nie zmienia faktu że jakaś niewyjaśniona siła zmuszała mnie do opieki na Eve, tak to na pewno była chęć naprawienia grzechów. Z groźną miną spojrzałem na jednego z najbardziej wkurzających ogrów z całej bandy, czemu akurat on się obudził jako pierwszy?
- O jak miło pana widzieć panie Hyodo. Ahh.. przecież tutaj jesteś nazywany Davidem Denversem, prawda? – Uśmiechnął się do mnie z dumą. Oczywiście że byłem zaskoczony tym że wiedzieli o moim i Shina pochodzeniu, jak dotąd tą informacje znało kilku naukowców, szefostwo i te głupki stojące za mną. Po raz kolejny moje ukrywanie emocji pomogło mi w psychicznym znęcaniu się nad przeciwnikiem.
- Dobrze wiedzieć że jestem tak ważną osoba by szukać informacji o moim japońskim pochodzeniu. Coś jeszcze wiecie? Może jakie potrawy lubię? Albo znacie moją dziewczynę? – Oczywiście że nie mógł znać tych informacji, ale chciałem sobie pożartować, tak rzadko zdarza się okazja.
- Jasne. Lubisz pospolite hamburgery. Twoją ostatnia dziewczyną była Lisa Andrew z którą zerwałeś tydzień temu, masz dziwny nawyk zrywania i znajdowania sobie dziewczyny „na tydzień” – Przekląłem w myślach a Silver trącił lekko mnie ramieniem.
- To ja myślałem że ostatnia była Mary. – Zaraz później tyknął mnie palcem Mars, dołączając się do rozmowy.
- Serio? A ja myślałem że to była Eliza. – Zacząłem nieprzyjemnie warczeć gdy nagle poczułem że coś wspina się po moich plecach i podciąga łapiąc za ramiona. To była Ruby.
- Nie, nie, nie. Ostatnia to była Amelie!
- Możecie już skończyć? Zrozumiałem, jestem gorszym kobieciarzem niż Silver. – Przewróciłem oczami a mój przyjaciel zrobił minę pt. „Nie prawda” i z zachwytem zaczesał grzywkę do tyłu. Ogr wydawał się lekko znudzony. A żeby to udowodnić zaczął coraz częściej ziewać. Ja również nie chciałem marnować czasu. Musiałem złożyć raport, wypytać te istoty po co tu przylazły a potem wraz osobiście dostarczyć papiery do bazy głównej. Tyle roboty a tak mało czasu. Zrobiłem więc to co powinienem zrobić od razu, złapałem Ogra za szyje i zacząłem mu grozić kłami. Tak jak myślałem, każdy się mnie bał w takim momencie.
- Więc? Czemuż to rozwaliliście mi połowię mieszkania?
- D-dostaliśmy rozkaz od naszej pani. Dostaliśmy informacje że jest tu S.B! Proszę, puśćcie mnie! – co za bezużyteczne i dwulicowe bestie. Oczywiście po zdobyciu tych zacnych informacji kazałem ich wywalić, gdzieś pod mostem, na granicy miasta.
Ruby, Silver i Mars już nie wrócili z powrotem, pewnie każdy poszedł do swojego mieszkania. W ten sposób miałem resztę dnia dla siebie i moich znienawidzonych papierów. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- David! Mamy mleko w domu? – Pomimo godziny 23 nie zawahała się krzyczeć na cały dom. Chciałem już coś powiedzieć na temat „My mamy” ale powtarzając to sobie w myślach poczułem jakieś ciepłe uczucie grzejące w środku. Oderwałem się na chwilę od papierów i ruszyłem w stronę kuchni. Stała tam, w mojej bluzce i próbowała znaleźć w lodówce coś co by przypominało mleko. Gdy usłyszała moje kroki od razu spojrzała na mnie z groźna miną.
- Uzupełnij lodówkę! Jak Amerykanin może mieć całkowicie pusta lodówkę?! – Otworzyła ją na oścież, uderzając drzwiczkami o ścianę. Chyba to obudziło sąsiadów bo usłyszeliśmy krzyki i wrzaski niezadowolenia w odpowiedzi.
- Jestem Japończykiem. Po za tym jadam na mieście i nie chodzę na zakupy.- Spojrzałem na Eve, nie była zdziwiona czy coś. Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec i widocznie chciała coś powiedzieć. Jedyne co wyszło z jej ust to niewyraźne jęki, dopiero później zmieniło się to w normalny angielski.
- To… pójdziemy jutro na zakupy! – Powiedziała to z taką podnietą i z radością że aż było szkoda odmówić. W sumie raport i inne sprawy mogłem załatwić później. Więc mimo wszystko się zgodziłem. Tak się zaczęła cieszyć że musiałem co chwile otwierać drzwi i przepraszać za hałas. I pomyśleć że kiedyś było tu tak cicho, za cicho.
♦-♦-♦
- David! Ruszaj się! Wstawaj! – Eve już od 7 była na nogach, o tej porze otwierano większość sklepów. Jako iż lubiłem spać a moje łóżko było okupywane przez małe i nieporadne bóstwo zostałem zmuszony do spania na niewygodnej kanapie, więc dobijanie mnie tak wczesnym budzeniem było niebezpieczne. Jednak dziewczyna się uparła i zaczęła mną szarpać w prawo i lewo.
- DOBRA! JUŻ WSTAŁEM! – Krzyknąłem na tyle głośno by ta odskoczyła z piskiem. Dopiero teraz spojrzałem na jej ubranie. Nie wiem co jej się stało ale założyła niebieską sukienkę z białą kokardką, wiązaną w pasie. W sumie pasowało jej to. Gdyby jeszcze nie miała tego charakteru, przerażonej i niezaradnej to byłby całkiem użyteczna.
- Mam coś na twarzy? – Zapytała nagle a ja wróciłem do rzeczywistości. Zaprzeczyłem kiwnięciem głowy, po czym wstałem z twardej jak skała kanapy. Rzeczywiście, przydałyby mi się nowe meble. Całkiem zapomniałem o tym że każdy przedmiot w domu był zniszczony, od krzesła aż po nowy telewizor. APRIL dostanie duży rachunek. Chwiejnym krokiem ruszyłem do sypiali aby wyjąć nowe ciuchy, jednak nie było mi dane wejść do pokoju gdyż Eve zaczęła mnie ciągnąć w stronę kuchni, a zarazem jadalni. Posadziła mnie na krześle i odwróciła się w stronę kuchenki, z braku zajęcia zacząłem się bawić solniczką, która po chwili została mi zabrana. Nie zdążyłem nawet niczego powiedzieć bo przed moim nosem został postawiony talerz z ciepłą jajecznicą. Eve z uśmiechem usiadła naprzeciwko i zaczęła się zajadać śniadaniem. Nie byłem przekonany do tego pomysłu.
- No jedz! Przecież cię nie otruje. – Zachichotała i widząc dalej mój upór zrobiła jakąś niesmaczną minę. Pochyliła się lekko do przodu i zabrała mi kawałek jajecznicy by ją zjeść i pokazać mi że jest jadalne. Westchnąłem i zacząłem jeść, okazało się nawet dobre. Zastanawiałem się skąd ona miała składniki, no ale ważne że było dobre. Jedzenie na mieście to jednak nic w porównaniu z domową kuchnią, taką właśnie myśl wprowadziła Eve do mojego domu. Z jakiegoś dziwnego i nieznanego mi powodu próbowała się u mnie zaaklimatyzować, nie miałem serca jej wyrzucać lecz wiedziałem że przyjdzie taki dzień kiedy znów zostanę sam. Nawet jeśli by się zgodzili na to bym się nią opiekował to i tak nie zobowiązuje to do wspólnego mieszkania. Z jednej strony to dobrze a z drugiej nie. Znam osoby które mieszkają razem, to na przykład Mars i Ruby. Jednak oni są w innej sytuacji. Przez całe życie byli razem, gdy jednego nie było drugie nie mogło praktycznie funkcjonować. Te dwie papużki nierozłączki trzymają się razem aż do teraz, nie zdziwiłbym się gdyby to się zmieniło w coś większego niż przyjaźń.
- Ziemia do Davida! Idziemy do sklepu! – Podjarana Eve rzuciła we mnie ciuchami i popchnęła w stronę łazienki, dobrze wiedzieć że nie mogę się przy niej zamyślać. Mimo wszystko ubrania były czyste, świeże i nawet dobrze razem wyglądały. Kiedy wyszedłem ta już czekała zniecierpliwiona pod drzwiami, to jak wyprowadzanie psa na dwór. Ciekawe, gdybym jej rzucił kartę kredytową to by poleciała za nią jak pies za piłką? Zaraz, zaraz. Każda laska by poleciała.
W następnym rozdziale:
" A ty masz w ogóle jakiś typ dziewczyny?
Świetny kawał! Sam przecież mówiłeś że umówisz się z każdą."
"Co ty tak pytasz? Zazdrosna jesteś? "
"Rzeczywistość była okropną, czarnowłosą
dziewczyną o dwukolorowych oczach."
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Boom. Mina wraca + dowala ambitną zmianą perspektywy. Jeśli komuś wersja "Eve" przypadła do gustu to pocierpi przez ten i następny rozdział. Ogólnie nasza "główna bohaterka" będzie się wypowiadała najwięcej ale w tym opowiadaniu każdy ma swoje 5 minut, przez to można się więcej dowiedzieć o bohaterze. Jak rozkminić kiedy kończy się perspektywa aktualnej postaci? Po pseudo końcowym cytacie podsumowującym. Jeśli go zobaczycie to wiedźcie, że maszyna losująca zaczyna pracować! :3
Boom. Mina wraca + dowala ambitną zmianą perspektywy. Jeśli komuś wersja "Eve" przypadła do gustu to pocierpi przez ten i następny rozdział. Ogólnie nasza "główna bohaterka" będzie się wypowiadała najwięcej ale w tym opowiadaniu każdy ma swoje 5 minut, przez to można się więcej dowiedzieć o bohaterze. Jak rozkminić kiedy kończy się perspektywa aktualnej postaci? Po pseudo końcowym cytacie podsumowującym. Jeśli go zobaczycie to wiedźcie, że maszyna losująca zaczyna pracować! :3